czwartek, 14 lutego 2013

One shot Walentynki.

Syriusz odchrząknął głośno, gdy wszedł do klasy w której zaraz miała odbyć się lekcja eliksirów i jakaś para przestała się migdalić. Spojrzał na nich z odrazą i usiadł w ławce.
-Jak ja tego nie znoszę. - mruknął do Jamesa, który szeptał coś do ucha Evans. - Matko nie dobijaj mnie, dobrze?
-Łapo uspokój się, czemu jesteś taki nadąsany? - spytał Potter, dając Lily buziaka w policzek na "pożegnanie".
-Serio? Ona idzie tylko 3 ławki dalej, a ty już ją cmokasz? - nie dał mu dojść do słowa- Nadąsany mówisz?
Nie mogę na to patrzeć na co dzień, ale dzisiaj to już jakaś obsesja! - zaklął  pod nosem.
-Wyluzuj, tyle lasek na Ciebie leci. To ty je odrzucasz, więc nie miej do mnie pretensji, że ty nie masz kogo cmokać! - odgryzł się. - Bierz przykład z Petera.- kiwnął głową w kierunku drzwi, w których stał Pettigrew rozmawiając z jakąś piegowatą, tęgą Puchonką. -Patrz jak się do niej szczerzy! - James musiał złapać się za brzuch, żeby nie wybuchnąć gromkim śmiechem.
-Wyście wszyscy poszaleli! Tylko Lupin jeszcze się trzyma, te baby wami zawładnął! -zawołał bezsilnie, niestety Rogacz go nie usłyszał, bo zmierzał w kierunku Lil, ale w tym momencie do klasy wkroczył profesor Slughorn. Zapadła cisza.
-Witam was serdecznie przy okazji najlepszego Walentego. - uśmiechnął się szeroko. Syriusz mlasnął z niesmakiem. Zupełnie o tym zapomniał. -Dzisiaj wypróbujemy waszą amortencję. Jedna osoba z każdej pary spróbuje eliksiru. - Wyciągnął z szafki biurka stojaczek, a w nim mnóstwo buteleczek z płynem. - To zapraszam pierwszą parę. Pan Potter i panna Evans? - Wyszli na środek klasy. Po pięciu minutach Potter skakał za Lil jak małpa, chwytał ją w ramiona i całował po całej twarzy. Klasa wyła ze śmiechu. Wąchacz nie mógł się uspokoić. Peter miał całą czerwoną twarz, a Remus łzy w oczach.
-Och, gdyby on tylko siebie widział. - powiedział przez śmiech Lupin, wycierając oczy chusteczką. Kiedy Rogacz zażył antidotum, okulary na nosie miał przekrzywione, koszule wymiętą, a na ustach czuł błyszczyk swojej dziewczyny. Spojrzał na siebie potem na Evans i przełknął głośno ślinę.
-Chyba nie zrobiłem nic głupiego? -Profesor Slughorn posłał mu uspokajający uśmiech, klasa znów zaczęła się śmiać, a Lil pociągnęła go za rękę w kąt sali i zaczęła poprawiać mu koszulę.
-Byłeś potwornie zachłanny. - powiedziała śmiejąc się.
-Nic nie pamiętam, to się nie liczy. -zamruczał i przyciągnął ją do siebie.
-James nie teraz, nie tutaj. - Próbowała wyswobodzić się z jego uścisku, a włosy falowały jej na wietrze. Uśmiechnął się i ją wypuścił. Następnie przyszła kolej Adamsa Norberta i Laury Southen, gdzie ona zażyła eliksir. Później na Petera i ową Puchonkę, z którą rozmawiał na przerwie. Biegała po całej sali, próbując uwolnić się od Gryfona, aż w końcu wpadł na Slughorna, który zręcznie podał mu antidotum. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ale nie zraziła się do Pettigrew, bo zaraz do niego podeszła.
-Wolę cię trzeźwego. - powiedziała szybko oddychając i łapiąc dech, bo z jej kondycją, bieganie było dużym wysiłkiem. Glizdogonowi ulżyło. Gdy prawie cała klasa zaliczyła już amortencję, przyszła kolej na Łapę.
-Pan Black i panna Spellman.- podał Syriuszowi buteleczkę, a ten ją wziął po czym odwrócił się do Sofii i spojrzał na nią błagalnym wzrokiem, ponieważ wzdychała do niego od dłuższego czasu nie protestowała.
Wzięła buteleczkę i jednym haustem wypiła całą zawartość. Stała chwilę w miejscu, a potem źrenice jej się rozszerzyły. Spojrzała na Blacka, a ten zrobił przerażoną minę i zaczął cofać się do tyłu. Sofia na nic nie czekając, ruszyła na niego i zaczęła go przytulać i ściskać ile sił w rękach, kiedy jej się wyrwał i wczołgał pod ławkę podeszła go z drugiej strony.
-Panno Spellman proszę do mnie.- zwołał ją Slughorn. Jednak ta nie posłuchała i dalej biegała za Syriuszem.
-Pewnie eliksir jest silniejszy, bo Łapa podoba jej się naprawdę.-szepnął Lupin do Jamesa. Chyba miał rację. Klasa cały czas pękała ze śmiechu, gdy Sofia dopadła Blacka i zaczęła całować go po policzkach, czole i nosie pozostawiając ślady szminki, bo w usta nie dała rady. Gdy dostała antidotum, spojrzała na Syriusza umazanego w szmince, zarumieniła się i wybiegła z klasy. Czarnowłosy Gryfon nie mógł nic powiedzieć, uczniowie zwijali się ze śmiechu.
Nareszcie koniec - był zadowolony, że już przeszedł przez to piekło.
-No nieźle sobie poradziłeś stary. - Lupin poklepał go po plecach.
-Wspaniały był ten wślizg pod ławkę! -Rogacz nie mógł przestać się śmiać. Peter podszedł chichocąc. Wąchacz nie mógł już wytrzymać, zarzucił torbę na ramię i zwrócił się do profesora;
-Proszę pana, idę się umyć. - zanim ten zdążył przytaknąć głową, Black wyszedł już z klasy. Skierował się do najbliżej toalety, ponieważ wystarczyło mu, że cała klasa widziała go w takim stanie i nie chciał by ktoś jeszcze go zobaczył. Zadzwonił dzwonek, ogłaszający przerwę obiadową. Wszedł do łazienki dziewcząt. Była pusta, tylko Jęcząca Marta przysiadła na parapecie okna i śpiewała jakąś sprośną piosenkę, wlepiając w niego swoje białe oczy. W ogóle nie skrępowany tym chłopak, podążył do umywalki. Odkręcił wodę i zaczął zmywać szminkę, a właściwie odbicie ust Sofii. Przynajmniej wydawało mu się, że jest już czysty, gdy podniósł głowę i ujrzał w lustrze swoją twarz wyglądającą, jak w sali eliksirów po ataku Spellman.
-To jest szminka Leona McKonntena - niezmywalna. - zaćwierkała Jęcząca Marta. -Dziewczyna, która tak Cię obdarowała. . . . -tu wykrzywiła usta. - musi dać Ci do niej przeciw zaklęcie, do każdej jest inne. - Podleciała do Gryfona i przesunęła ręką po jego torsie. Poczuł zimny dreszcz. -Dlaczego tak rzadko tu zaglądasz? -obleciała go na około. -Dzisiaj są Walentynki wiesz? - Tego już było za wiele, nie dość, że musiał znosić Spellman to teraz jeszcze ten duch się do niego przystawia. Nie pamiętając o śladach Puchonki   na twarzy, wybiegł na błonia. Ruszył pod wielkie bukowe drzewo na jeziorem. Śnieg trzeszczał mu pod nogami, wiatr zmierzwił mu włosy, a nos szczypało powietrze. Machnął różdżką w kierunku trawnika pokrytego puchatym śniegiem, i wypowiedział formułkę zaklęcia wysuszającego. Usiadł na wysuszonym miejscu. Oddychał powoli, a z jego ust wydobywała się para. Jak on nienawidzi Walentynek, dosłownie każdy cieszy się sobą, ale on nie ma takiego szczęścia. I co z tego, że większość część Hogwartu do niego wzdycha? Co mu z tego, jak w tej większości nie ma jej? Tak, jednak jest ktoś na kim mu zależy. . . Caroline Dreavey, Krukonka z tego samego roku właśnie jeździła na butach z ostrzem po zamarzniętej tafli jeziora. Łapa zastanawiał się co to może być, ale doszedł do wniosku, że zapewne jest to wynalazek mugoli, właściwie sytuacje wyjaśnia , że Caroline jest czarownicą półkrwi. Kręciła piruety, robiła różne sztuczki jakby jeździła od dziecka. Była ona szatynką, miała falowane włosy, sięgające aż do ud. Ciemna cera doskonale kontrastowała z błękitnymi oczami, a pełne usta miała lekko zaróżowione. Syriusz przyglądał się jej urzeczony. Nie zauważyła jego obecności do momentu kiedy się potknęła i upadła, a on drygnął. Podbiegł do niej i pomógł jej wstać. Podtrzymywał ja za łokcie, a ona podtrzymywała się jego.  Dziewczyna nie wiadomo dlaczego zaczęła się śmiać.
-Kto Cię tak urządził? - spytała zdezorientowanego Łapę.
-Co?  Aaa! - w połowie zdania zrozumiał, że chodzi o jego twarz. - Przerabialiśmy amortencję, chyba rozumiesz ? Szminka McKnotenerra czy Knopersa. - Krukonka znów zdusiła śmiech.  
-McKonntena. - uśmiechnęła się. -Och, my już przerobiliśmy amortencję, z jakiś tydzień temu.
A od kiedy interesujesz się kosmetykami ? - zagaiła z miłą nutką ironii.
-E tam szkoda gadać. Jęcząca Marta mi coś o tym gadała, gdy poszedłem do łazienki, by to zmyć.
-I pewnie powiedziała Ci, że na ten drobiazg jest przeciw zaklęcie?
-Oczywiście, tylko teraz będę musiał iść do właścicielki tego "drobiazgu" i o nie poprosić. - westchnął.
-Chyba się taki Marcie spodobałeś, bo na wszystkie jest takie samo. - mrugnęła, puściła lewą rękę Blacka i wyjęła z kieszeni swoją hebanową różdżkę. Wyszeptała jakąś formułkę, a z twarzy chłopka zniknęły jakiekolwiek ślady jego partnerki na eliksirach. Z wewnętrznej kieszeni szaty wyjęła lusterko i skierowała je w stronę Syriusza. Spojrzał w nie i zadowolony z efektu rzekł;
-Dziękuję. - szepnął, rumieniąc się.
-Nie ma za coooo. . . - Caroline o mały włos nie upadła, gdyby nie Gryfon, który kurczowo ściskał teraz jej przedramię. Teraz i ona zapłonęła czerwienią na twarzy. - Ja też chciałem Ci podziękować. - uśmiechnęła się. Puścili swoje ręce. Chłopak pomachał jej na pożegnanie i ruszył wniebowzięty do zamku. Zdążył jeszcze na przerwę obiadową. Skierował się do Wielkiej Sali do stołu Gryfonów, na skraju którego siedziała reszta Huncwotów i Evans. James próbował ją pocałować, ale ta odganiała go od siebie, szepcąc aby się opanował.
-Czołem. - Syriusz przysiadł się do kolegów, wyraźnie zadowolony.
-Gdzieś ty się podziewał i co się tak szczerzysz? - spytał Lupin rozpakowując kolejne miłosne wyznanie w liście.
-Na spacerze, a w ogóle skąd masz tyle walentynek ? -był w wyraźnym szoku. - Laski chyba serio przepadają za wrażliwymi kujonami. - zaśmiał się.
-To twoje, Łapo. - mruknął Lupin, waląc go pięścią w ramie.
-Ou, tak dużo?! - po chwili zastanowienia wybuchnął - Moment! Dlaczego czytasz moje listy?!
-Daj spokój, przecież i tak byś tego nie przeczytał.
-No, w sumie racja.
-Posłużyły by ci, żeby wzniecić ogień w kominku, bo nie ma między nimi listu od TEJ jedynej. - kontynuował Lupin.
-To kto Ci się tak podoba ? - spytał Rogacz. Black otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale Lily go wyprzedziła.
-Caroline, ta Krukonka z tego samego roku co my. - rzuciła niedbale, bawiąc się tostem. Syriusz udał zdziwioną minę.
-Nie wiem o co Ci chodzi Evans. Mnie nic z nią nie łączy. - oburzył się.
-Nie martw się Ty też jej się podobasz, podsłuchałam jak rozmawia z koleżanką w łazience. -zignorowała go. Chłopak nie miał ochoty już protestować, żołądek mu się przewrócił i na twarz wpełzł szczery uśmiech.
-No jednak Łapa się zakochał.- powiedział melodyjnie James, tuląc do siebie rudowłosą.
-Och, zamknij się! - rzucił tylko przez uśmiech i pobiegł do swojego dormitorium. Musi się odświeżyć zanim pójdzie do Caroline, by wyznać jej swoje zauroczenie. Wpadł do pokoju wspólnego, przebiegł korytarz i błyskawicznie znalazł się na miejscu. Według jego planu za godzinę Caroline powinna być w bibliotece, jak codziennie o tej porze, więc ma 2 godziny na przygotowanie się do spotkania. Odetchnął z ulgą. Poszedł pod prysznic. Później ubrał się w  białą koszulę i dżinsy - takie jak nosili mugole. Wysuszył włosy i psiknął swoimi ulubionymi perfumami o zapachu paczuli i piżma.  Miał jeszcze tylko pół godziny, więc postanowił się zbierać. Wyszedł do biblioteki, był 20 minut przed czasem. Czekał. Mijało pół godziny, później kolejne. Zaczął się niepokoić. Co się stało, że nie przyszła? Powinna tu być już od pół godziny i odrabiać lekcje. Może nie miała nic zadane. - powtarzał sobie w duchu, ale jego umysł nie mógł dłużej wytrzymać.  Wyszedł na korytarz, minął się z koleżanką Caroline.
-Olivia! Poczekaj! - zawrócił w jej kierunku. Dziewczyna zatrzymała się. -Widziałaś  Dreavey ? -spytał zdyszany.
-Nie, nie było jej od przerwy obiadowej, może ją gdzieś przegapiłam. - zanim zdążyła coś jeszcze powiedzieć, Black machnął ręką i pobiegł nad jezioro, gdzie ostatni raz widział dziewczynę. Może jeszcze jeździ?- modlił się by tak było. Nie było jej na lodowisku, oparł się o buk, przy którym dziś siedział. Poczuł chłód, na dworze było już ciemno, a na niebie świeciły gwiazdy. Zrezygnowany zawrócił w stronę zamku, żeby napić się ciepłej herbaty, ponieważ był w samej koszuli było mu bardzo zimno. Kiedy przechodził  wydeptaną dróżką prowadzącą do wejścia, za jakąś zaspą śniegu usłyszał cichy szelest. Wyjął różdżkę i wlazł za zaspę. To co tam zobaczył, przewyższało jego najśmielsze obawy. Caroline leżała cała w śniegu, z tymi butami z ostrzami na nogach. Jej różdżka leżała dwie stopy dalej. Dziewczyna cała drżała, była wyziębiona. Jej ciemna cera była teraz blada, że można ją porównać do puszystego śniegu, który ją otaczał. Miała przymknięte oczy.
-Syriuszszsz? - wyszeptała drżącymi ustami. -Moja noggga. - spojrzał na jej nogi, jedna z nich leżała jakoś dziwnie wygięta. -Próbowałam przyjść dddo. . . . -położył palec na jej sinych wargach.
-Ciii. Już dobrze. - wziął ją na ręce, podniósł jej różdżkę i skierował się do Skrzydła Szpitalnego. Oddychał głęboko. Caroline to czuła, przytuliła się do jego torsu, gdy to poczuł przeszedł go dreszcz. Kiedy doszli do celu, pani Pomfrey wybałuszyła na nich oczy.
-Och dzieci, co się stało? Połóż ją tutaj chłopcze. - wskazała ręką wolne łóżko.-Co się stało?
-Znalazłem ją leżącą w zaspie śniegu. - odparł, dysząc ciężko.
 Pielęgniarka poszła do swojego gabinetu, a po chwili wróciła z butelką eliksiru rozgrzewającego. Zaaplikowała go Caroline.
-Dziękuje Syriuszu, możesz już iść. - uśmiechnęła się. - Ona musi teraz odpoczywać.
-Nawet nie powiedziała mi pani co jej jest! - oburzył się Gryfon.
-Ostre wyziębienie, szybko jej przejdzie, ale na wszelki wypadek zostanie tu jeszcze dwa dni.- zrobiła zatroskaną minę. - Biedaczka musiał długo tam leżeć. Tylko co jej się stało?
-Wspominał coś o swojej nodze. - odparł Syriusz.Pani Pomprey odkryła nogi Krukonki.
-To mi wygląda na złamanie prawej nogi. Ale cóż się dziwić jeśli jeździ na tych łyżwach!
-Na czym? -spytał zdumiony Black.
-No na tych butach, które ma na nogach.-Pielęgniarka poszła po kolejny eliksir.  - Więc mugole nazywają to łyżwami - zamyślił się.
-No to zmykaj, musisz się wyspać na jutro na lekcje. Wszystko będzie dobrze. -pocieszyła go kobieta.
Wrócił do dormitorium, Huncwoci już smacznie chrapali, przygnębiony nie mógł zasnąć, cały czas myślał czy to coś poważnego. Aż po walce jakiej toczył jego umysł z ciałem, pragnienie snu wygrało. Następnego dnia był rozkojarzony i nic do niego nie docierało. Z resztą tak też spędził cały piątek. Pozwolił nawet, by Smarkerus omijał go z szyderczym uśmiechem. Mijały godziny, minuty, sekundy, a jej nie było. Jeszcze nie wyszła ze Skrzydła Szpitalnego ? Wczesnym sobotni porankiem nie mógł już wytrzymać i poszedł do pani Pomprey. Łóżko, które zajmowała  Dreavey było puste. To znaczy, że wyszła! Szczęśliwy jak nigdy dotąd ruszył korytarzem w stronę pokoju wspólnego Krukonów. Stała na korytarzu, rozmawiając z jakimś chłopcem z siódmego roku. Blackowi mina zrzedła, patrzył smutno w ich stronę, gdy ten przytulił ją do siebie. Wszystko runęło, cała nadzieja. Odwrócił się i powolnym krokiem zaczął się wycofywać.
-Syriusz! - usłyszał wołanie krukońskiej piękności. Spojrzał na nią z pogardą.Na korytarzu nie było nikogo prócz tej dwójki.
-Co chcesz?- spytał oschle, aż sam się zdziwił, że potrafi być tak niegrzeczny względem Dreavey.
-Ja tylko. . . -zaczęła onieśmielona.-Chciałam Ci podziękować.- dokończyła stanowczo.
-Nie ma za co. - mruknął i już chciał się oddalać, gdy złapała go za dłoń. Spojrzał w jej niebieskie oczy.
-Gdyby nie Ty to nie wiem co by się stało. Potknęłam się kiedy odchodziłeś i nie mogłam ruszać nogą, więc wyczołgałam się z jeziora, a później już nie miałam siły, różdżka mi wypadła. . . to nie jest mój chłopak, to mój brat. Nie musisz być zazdrosny. - Zrobiło mu się gorąco, spłonął rumieńcem.
-Przepraszam. -wydukał. Świdrowała go wzrokiem, nie mógł się oprzeć. Przysunął się bliżej, byli bardzo blisko siebie. Ich nosy się stykały.
-Czy to piżmo? - wciągnęła nosem zapach szyi Syriusza. Uśmiechnął się.
-Tak. - musnął lekko jej usta, ale Caroline zamieniła to w namiętny pocałunek, pochłaniając jego wargi.
Usłyszeli kaszlnięcie, James stał na rogu korytarza uśmiechając się szeroko. Odsunęli się od siebie, dziewczyna się zarumieniła, a Black rzucił kumplowi mordercze spojrzenie.
-Do zobaczenia. -oblizała nabrzmiałe wargi i pomachała im na pożegnanie. Kiedy się oddaliła, Syriusz zrobił groźną minę.
-Musiałeś? W takim momencie?! - wybuchnął.
-A jednak. . . spodobało Ci się to "cmokanie" stary.- zaczęli się śmiać.
-Idę, muszę się naszykować, mam zamiar zaraz do niej przyjść, bez ciebie. - udał nacisk na ostatnie słowo. Znów wybuchli śmiechem.
-To ty leć się pindrzyć, a ja pójdę do Lily.
               

                                                     ~♥~
Jak wam się podoba mu pierwszy one shot ? Włożyłam w to wiele serca, proszę o komentarze. One mnie motywują do dalszej pracy.  
        
  


                        

3 komentarze:

  1. Świetne. Koocham Syriusza najbardziej z Huncwotów, no i Lupina, ale to już inna bajka. :D Świetnie opisane. <3 Podziwiam cię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyszło Ci to naprawdę świetnie. Mam nadzieję, że będziesz częściej wrzucać takie one shoty ; ). Super pomysł z tymi eliksirami xDD.
    P.S
    Zapraszam do komentowania moich blogów :
    1) just-trust-isiia999.blogspot.com
    2) http://behind-of-the-scene.blogspot.com/
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny ; )
    Isiia <3.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hey ; * U mnie na : http://just-trust-isiia999.blogspot.com nowy rozdział.
    Serdecznie zparaszam ; )
    Isiia <3.

    OdpowiedzUsuń